We're the walking dead....



Dobro i zło. Od zawsze wpajano nam różnice pomiędzy tymi słowami. Określały czyny i ludzi. Często słyszymy pojęcia jak: ,,mniejsze zło’’ czy ,,zło potrzebne’’ ale czy możemy określić to zło? Pojęcia normalności też nie jesteśmy w stanie wyjaśnić, więc kto jest normalny, a kto nie? Czasami coś, co złe jest dla nas będzie dobre dla innych. Nie istnieje mniejsze zło czy większe zło. Zło jest złem i nim pozostanie, a co jeśli ono nie istnieje? Co, jeśli dobro jest tylko ułudą, a wojny pomiędzy tym, co normalne, a nienormalne tak naprawdę nie ma? Słyszałam już wiele określeń mojej osoby. Dla niektórych diabeł, dla innych anioł. Kim więc jestem? Przez całe dotychczasowe życie dokonywałam różnych rzeczy. Teraz wszystko się zmieniło. Nie ma już dobra czy zła i normalności oraz nienormalności, zostało tylko życie lub śmierć. Codziennie wstajesz rano, jeśli los pozwoli, a potem idziesz przed siebie. Poszukujesz ucieczki od tej anarchii i wierzysz w lepsze miejsce. Co jeśli ono nie istnieje? Wszystko, w czym pławiła się ludzkość przepadło. Ludzkość upadła. Pozostały jedynie nieliczne szczątki naszego życia. Kiedy nagle wszystko ci zabierają zaczynasz to doceniać, bo dopiero dostrzegasz jak bardzo tego potrzebowałeś. Kiedy to się zaczęło, modliłam się do Boga o ratunek, ale potem zrozumiałam? Ten koniec świata to nasza wina, więc powinniśmy pojąć z tego lekcję. Teraz wydaje mi się to takie łatwe. Błąkam się po opustoszałych miastach i oglądam. Co widzę? Trupy, ruiny, więcej trupów, kolejne ruiny. Idąc tak przez wiele dni, pewnego razu natrafiłam na kwiat. Piękną różę. Rosła na samym środku ulicy, wokół szczątki budynku i trochę padliny. Wtedy pomyślałam jak ogromna była wola walki tego nasionka, które wyrosło na garstce piasku ubarwionego krwią. Najpierw chciałam ją zerwać, ale tak zgasiłabym promyk jej życia. Tak, jak Bóg mógł zgasić mój. Nie zrobił tego. Dał mi siłę, wolę i umysł. Nie zerwałam jej. Zamiast tego odgarnęłam brud i zrobiłam dziurę w asfalcie, by mogła się rozwijać. Dosypałam ziemi, a gdy dwa dni potem odchodziłam, zostawiłam pod nią list. Może go znajdziesz, gdy pomyślisz o innych i przestaniesz uciekać. Zabawne. Niegdyś zatłoczone ludźmi i autami miasta dziś są już tylko pustymi cmentarzami naszej cywilizacji. To upadła spuścizna przeszłości, która kiedyś była przyszłością. Lecz ona dopiero nadejdzie. Teraz musimy zachowywać się inaczej. Tak, jak byśmy znowu ewoluowali. Chociaż niektórzy zachowują się jakby byli wręcz zacofani. Uwierz mi. Nie tęsknię za tamtym życiem. Wtedy ludzie byli zakłamani, a teraz, jeśli będą chcieli cię zabić, uprzedzą cię. Kiedy zwiedzam opuszczone domy, mieszkania i apartamenty, poznaję prawdziwych ludzi. Choć nie żyją, te zdjęcia z rodziną, uśmiechy. To prawdziwi ludzie, nie ci, którzy wychodząc z mieszkań byli oschli czy wredni. Dzielą jedno oblicze. Katastrofa, która nas spotkała zebrała plon. Ogromny. Dzieci, nastolatki, dorośli. Bez znaczenia. Wszyscy kończą tak samo. Jeśli my in nie ,,pomożemy’’ zostają pomiędzy życiem, a śmiercią. Nie są żywi, ale nie są też martwi. Kim więc są? Różnie na nich mówimy. Szwędacze, popaprańcy, zdechlaki. Nie wiem, co bardziej motywuje by codziennie wstawać, świadomość tego, że zostanę żywa będąc martwa czy to, że poddając się nie spełnię swojej misji. No wiesz, Boskiego planu. Przed tym nie wierzyłam, ale teraz. Potrzebuję kogoś, kto choć może jest wymyślony, to ktoś, komu mogę o sobie powiedzieć, ktoś, kto mnie wysłucha. Taki efekt placebo. Nie usprawiedliwiam swoich grzechów. Jeśli ktoś będzie mnie osądzał po tej prawdziwej śmierci, dopilnuję by pamiętał o każdym pocisku i każdej kropli krwi. Ja pamiętam. Pamięć to jedyne, co mi zostało. Każdy bohater w książce czy filmie, powie tak po tragedii. Deja vu?  To fałsz. Choć nie mam domu, rodziny i przyjaciół to przecież mam wspomnienia, umiejętności, zdrowy umysł i życie. Choćbym nawet nie miała broni, to, po co się martwić? Moją największą bronią jest moje ciało i umysł. Nie można mi tych broni skraść. Muszę używać jej sprawiedliwie, dlatego uciekam od ludzi. Gdybym miała być sprawiedliwa, musiałabym zabić większość, a potem siebie. Chciałabym znaleźć kogoś, kto będzie przy mnie, ale to ciężkie. Dopadłby mnie syndrom sztokholmski, w tych czasach wielkie umysły to największe gnojki. Są sprytni i wiedzą jak ustawić sobie autorytet. Skoro, więc nie znajdę nikogo bliskiego, podróżuję wciąż przed siebie. Odkrywam piękno, które zniszczone przez człowieka teraz się odradza. Pewnie myślisz, że oszalałam, ale ten świat naprawdę jest piękny. Teraz nareszcie człowiek rządzi sam sobą. Nie robi tego smartphone, który izolował. Choć byliśmy blisko tych dalszych, to byliśmy dalej tych bliższych. Były nas miliardy, a tak naprawdę byliśmy samotni. To dopiero możemy nazwać wolną wolą. Bez polityków jest zdecydowanie mniej wojen. Ludzie dopiero zrozumieli, że musimy się jednać, nie zabijać. Rozwijają się. Budują osady i tworzą sojusze. Starają się zrobić świat lepszym niż był. Wychowują dzieci, uczą je, patrzą jak dorastają. Każde pokolenie to drwa do ogniska piękniejszej przyszłości. Nie myśl oczywiście, że jest tylko pięknie. Zdarzają się wojny i walki, ale wszystko ma cenę, dlatego każde spory szybko się kończą. Idą ku postępowi i odbudowie. Przed tym milionerzy bawili się w gangsterów, a gangsterzy w milionerów, bo w tamtym zakłamanym świecie nikt już nie chciał być, kim był. Teraz nie ukrywamy swoich twarzy. Nie ma biednych i bogatych. Wszyscy współpracują by razem zmierzyć się ze wspólnym przeciwnikiem. Może to początek końca, ale ja wciąż wierzę w coś lepszego, piękniejszego. My straciliśmy tak wiele. Ty, wciąż to masz. Wystarczy, że wyłączysz telefon i rozejrzysz się. Świat jest piękny, jeśli dostatecznie otworzysz oczy. Uśmiechaj się, bo nigdy nie wiesz, kiedy ktoś zakocha się w twoim uśmiechu. Korzystaj z czasu z przyjaciółmi i rodziną. Bądź człowiekiem, a gdy spytają cię, czemu tak widzisz świat, opowiedz mu o nas, o zniszczonych ludziach. Choć chwilowo nasze serca biją, to ni będą bić wiecznie, bo jesteśmy erą chodzącej śmierci.

Komentarze

Prześlij komentarz